niedziela, 29 stycznia 2012

Zamówić książkę chcę...

A gdyby tak odwrócić kolejność zdarzeń i wymyślić temat książki, który chciałoby się przeczytać i zamówić taką, którą zgłębiłoby się chętnie i z prawdziwym zainteresowaniem, to co by to było dla Was, drodzy Czytelnicy? Dla Ciebie, Ove?
Ja chciałabym przeczytać rzeczowe studium dzisiejszego Polaka - katolika zawarte w jakiejś sytej, wyczerpującej pod względem formy i treści, powieści. Dlatego, że sama nie jestem katoliczką, ale na co dzień stykam się z całą masą ludzi, którzy deklarują swoją przynależność do Kościoła katolickiego, chciałabym zrozumieć skomplikowaną psychologię współczesnego katolika. Tak od środka. Nie jakiś tam socjologiczny i przeintelektualizowany bełkot. Chciałabym lektury, która mi odpowie na pytanie do czego katolikom służy ich religia, jakie mechanizmy ich umysłu/duszy są z nią zestrojone i dlaczego tylko niektóre. Potrzebowałabym wyjaśnienia, jak religia wyznawana przez większość moich rodaków zamierza oprzeć się naporowi nowoczesności albo wręcz przeciwnie: dlaczego nie szuka rozwiązań idących z duchem czasu, tak by nie płoszyć swoich wiernych z kościelnego dziedzińca. Życzyłabym sobie zrozumieć dlaczego katolicyzm jest ideologią, która usprawiedliwia bicie żony, dzieci i kopanie psa oraz bezkrytycznie toleruje powszechne twierdzenie: "dziecko porzucone przez matkę", skoro - o ile mi wiadomo - dziecko ma dwoje rodziców. Nie chcę żadnego opisu sąsiedzkiego świata w krzywym zwierciadle, ponieważ mam oczy i widzę jak jest. Szyderstwo, czy ironia jest czasem i zabawna i potrzebna, ale niczego jeszcze nikomu nie wyjaśniła, a ja bym chciała spotkać się w tej książce z najważniejszą ideą literatury, jaką jest pogłębianie ludzkiej wrażliwości. Chciałabym książki, która uchroniłaby mnie od stereotypowego, uproszczonego myślenia i pozwoliła na moich rodaków-katolików spojrzeć z większym zrozumieniem i nie podsumowywać narodowokatolickiego zjawiska samonarzucającym się wnioskiem: "hipokryzja". Chcę wiedzieć, gdzie dokładnie mieści się nasza narodowa duma, wrażliwość i rozum, przymioty tak chętnie utożsamiane z katolicyzmem? Co dokładnie znajduje się na moście o ogromnej rozpiętości pomiędzy o. Rydzykiem zażarcie broniącym naród polski przed szatanem a wysokiego ducha Tygodnikiem Powszechnym i wielce świadomych katolików, którzy go tworzą? Dlaczego rodzice, którzy prowadzą dzieci na lekcje religii odbywającej się w świeckiej szkole rozczytują się w "Bogu urojonym" Dawkinsa i równie często, co chętnie pomstują na swój Kościół? Jak można się odnaleźć w takiej dysharmonii, by nie powiedzieć rażącej sprzeczności i zachować duchową równowagę i zdrowie? Chciałabym się także dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za dopuszczenie do zaistnienia w religijnej przestrzeni cynizmu kościelnych hochsztaplerów kosztem najuboższych ludzi, w dodatku nie dość świadomych pokrętnych manipulacji tychże? Oraz - czym jest jedność Kościoła, bo z tego, co "widzę i rachuję" wychodzi mi, że z pokolenia na pokolenie coraz bardziej pustym frazesem?

25 komentarzy:

  1. Iga
    To Ci się zachciało:)
    Nie piszę książki, ale często zastanawiam się nad podanymi przez ciebie tematami
    W moim odczuciu na życie człowieka jako całość, składa się część sacrum i część profanum.
    Do sacrum dążymy mniej lub bardziej skutecznie.
    Nasze idealizmy,dążenie do doskonalenia się to właśnie jest to.
    Profanum to reszta(namiętności, żądze,gniew, ambicje).
    Na pewno istnieją ludzie prawi, porządni, honorowi, dobrzy. Tylko, kto o nich chciałby napisać - to takie nudne.
    Mamy w sobie cały wszechświat. Z dobrem i złem.
    Co pokazujemy? Nie zawsze to z czego jesteśmy dumni.
    Taki podział tłumaczy hipokryzję, niemoc itd.
    Bo jedno przenika się z drugim.

    Poza tym brak jest pozytywnych wzorców.
    Być może są, ale ich nie widać.

    A religia?
    Pomaga wielu w stawaniu się lepszymi
    Takie przynajmniej jest założenie
    Niektórym się zdaje, że zdąża jeszcze być lepszymi. Mają czas.


    Właśnie to widzą inni.


    P.S. Bardzo jestem ciekawa, jak widzą to inni

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka powieść - istnieje ryzyko - byłaby studium przypadku, rozprawą o schizofreniku. I to wcale nie żart. Sam się zastanawiam na kwestiami, o których piszesz. I jest to temat, który mnie przerasta. Tak, jak nie potrafił bym pewnie wytłumaczyć niewidomemu, co to jest 'czerwony', jak nie potrafiłbym zrozumieć, albo udowodnić innym, że coś może jednocześnie być i nie być (zasada niesprzeczności jest jednak niepodważalna), tak samo nie potrafię ogarnąć sposobu myślenia polskich katolików. Ich nieracjonalność mnie powala, poraża i obezwładnia. I co najgorsze - nawet inteligentni, z pozoru otwarci ludzie, jeśli są zakażeni tym 'wirusem', poddają mu się i na czas dyskusji na tematy religijne o okołoreligijne, zawieszają swoją inteligencję i otwartość na kołku. Może na tym polega wiara, ale jeśli tak, jest ona dla mnie tym bardziej bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że katolicy są strasznie pogubieni w swoim Kościele. Nie ma w nim deklarowanej jedności. Czy można za to kogoś winić? Teoretycznie tak. Wszystkich po kolei. Tych ze świecznika, za kłamstwa i grzechy, do których nie chcą się przyznać, przeprosić, pojednać. Tych zwykłych - za brak myślenia, indywidualnego poszukiwania. Ktoś, kto realnie nie poszukuje Boga łatwo poddaje się manipulacjom, jakich przecież w instytucji KK nie brakuje, a te oprawione w rajskie życie po życiu najlepiej się sprzedają. Bo magiczne myślenie typu: jestem katolikiem, wierzę w Boga (czyli w to, że istnieje), a to wystarczy by być zbawionym - musi rodzić hipokryzję. Po prostu musi.

      Usuń
  3. I jeszcze, tak na marginesie, pozwolę sobie (nieśmiało) zaprosić do zabawy. Nie nalegam, sam się nigdy dotychczas nie dawałem namówić ;-). Ale jeśli macie ochotę...:
    http://dhousehusband.blogspot.com/2012/01/moj-pierwszy-ancuszek-czyli-o-serialach.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Kościół Katolicki jest piękny w swojej niezrozumiałości i tajemnicy dla tych wszystkich, którzy są tak inteligentni, że ich "kołek" nigdy nie służy do odwieszania tejże inteligencji. O! Jak cudowne są wyroki Boże! Ci, którzy pokładają nadzieję w sobie, w swej mocy nie mogą pojąć "irracjonalności" wiary hu hu hu! To brzmi jak dobry dowcip! Zadaliście sobie kiedyś pytanie dlaczego wybrał rybaków, pasterzy, żeby im pierwszym oznajmić radosną nowinę Narodzonego? Dlaczego woli szczerą słabość od nadymanej, fałszywej mocy? Piękno, piękno, i jeszcze raz piękno w czystej postaci... Kocham ten Kościół, bo on jako jedyny skazał mi drogę do głębi. Oto moja bomba, podłożona tu, w twoim poście.. właśnie kończę powieść, ale opowiadam o tym trochę inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a czym polega piękno wyroków Bożych? Czy na tym, że ktoś ma piękną żonę, śliczne dzieci, zarabia kupę szmalu i cieszy się zdrowiem, a ktoś inny w nędzy zmienia pieluchy upośledzonemu ciężko dziecku? Piekno, piękno i jeszcze raz piękno? No tak, ale i brzydota, brzydota, cierpienie, nieszczęścia i ból. Gdzie tu mądrość? Tyle jej co w rewolwerze, do którego załadowano co drugi nabój. Można zakręcić bębenkiem i albo człowiek przeżyje, albo rozwali sobie łeb. Szansa na jedno i drugie 50%.

      Usuń
    2. Dla mnie nie ma nic pięknego w niemożliwości zrozumienia. I fakt - nie mogę pojąć irracjonalności wiary, ale sam wniosek, że jest ona irracjonalna, więcej - nielogiczna - jest wynikiem przemyśleń. Obawiam się, że wielu ludzi zasłuchanych w głos kościoła nie zadaje sobie trudu przemyślenia kwestii wiary. A tak zwane 'wyroki boże'? Ove je dobrze podsumował. W przypadku jest piękno, jeśli jest on szczęśliwym przypadkiem. Taki z dramatycznymi konsekwencjami jest po prostu dramatyczny, i niczego pięknego w nim nie ma.
      A na marginesie - to wiara jest niezrozumiała i w tej niezrozumiałości piękna, lub nie. Kościół zaś to korporacja, której mechanizmy poznaje się tak, jak mechanizmy każdej innej korporacji. Niezrozumiała może tu być tylko skala obłudy. A to akurat z pięknem nie ma nic wspólnego.

      Usuń
  5. Piękno dla każdego z nas tkwi tam, gdzie tkwi, o to nie należy się wadzić. Czy to będzie wiara chrześcijańska, czy wiara w boga o ośmiu rękach - nie ma to znaczenia. Chodzi o podpisywanie się pod kanonem pewnych zasad i idei i konsekwentnym nierealizowaniem ich przez wyznawców albo wybiórczym traktowaniem. Instytucja Kościoła, ten organizator niejednej rzezi w historii ludzkości ma na rękach sporo krwi. Od lat wali w heretyków pałką po głowie i piętnuje cudze grzechy na potęgę nie dostrzegając rażących - własnych. Woli się maskować i oszukiwać społeczeństwo powołując się na modny autorytet ostatniego stulecia, Jana Pawła II, inicjując wiele ruchów charyzmatycznych, organizując pielgrzymki, festyny parafialne sugerując tym samym, że katolicyzm w kraju jest prężny i dynamiczny, kiedy wszyscy widzą jak wygląda statystyka wśród większości tzw. wiernych, którzy na nabożeństwa przychodzą tylko od święta. I bardziej z sentymentu do tradycji ludowych niż z potrzeby ducha.
    Interesuje mnie zwyczajny człowiek, który chce wierzyć w Boga, przemawia do niego religia katolicka - przecież nie brakuje w niej wspaniałych myślicieli i mistyków i musi się w tej dysharmonii odnaleźć?
    Jak to robi? Skąd czerpie na to siłę i wolę? Wiara jest wiarą, ale pojedynczy, i myślę myślący człowiek potrzebuje realnego, autentycznego wsparcia w swojej religijnej społeczności. Gdzie miałby jej szukać?

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie tam Kościół Katolicki jest zupełnie obojętny, Katolicy także (w sensie swojej wiary, rzecz jasna). Nic mi do tego. Póki nie napadają mojego domu, nie nachodzą mnie jak np. Świadkowie Jehowy, nie próbują mnie zmieniać wbrew mojej woli, to wszystko to, co i jak czynią w kościołach, czy w czasie marszów z chorągwiami i obrazami (póki legalne), to wszystko mi zwisa i powiewa, że użyje kolokwializmów.
    Mam zwyczajnie ważniejsze sprawy na głowie niż problemy Katolików, albo brak tych problemów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie o Bogu, wierze, wierzących pisze F.Dostojewski w "Braciach Karamazow"
    Zresztą jest tak dużo literatury na ten temat.

    Ludzie inteligentni w czasie lektury dyskutują w myślach z autorem.

    Prawda absolutna nie wiem czy w ogóle istnieje, ale czytanie co inni na dany temat uważają i nawet wadzenie się z ich opiniami, i tak nas rozwija.
    Wiara to dar

    "Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie." tak twierdzi C.R.Zafon
    no i bardziej dosadnie

    "Człowiek, jak każda małpa, jest zwierzęciem społecznym, a społeczeństwo rządzi się kumoterstwem, nepotyzmem, lewizną i plotkarstwem, uznając je za podstawowe normy postępowania etycznego." -C.R.Zafon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, wiara nie jest darem, chyba, że przyjmiemy, że to dar zrobiony samemu sobie. Każdy ma wybór, każdy kto ma wolę poznania, może zbliżyć się do tego, czego (lub kogo) poszukuje. Dlaczego z Bogiem miałoby być inaczej? Dlaczego w swej łasce miałby wybrać niegrzecznego Jasia, a piegowatej Zosi już nie?

      Usuń
    2. W odróżnieniu od wielu innych darów, wiara to dar, którego nie można otrzymać wbrew swej woli. Nawet i więcej - nie można go otrzymać, jeśli się go nie pragnie. Albo i jeszcze więcej - nie można go otrzymać, jeśli się go nie całą mocą swego umysłu i serca!

      Usuń
  8. Co wyżej, napisała maria
    pozdrowienia

    P.S. Ciekawe co jeszcze kto doda?

    OdpowiedzUsuń
  9. Iga, akurat ja odeszłam od kościoła katolickiego już dawno, był dla mnie martwy. Kiedy chodziłam na msze, akurat te były u Jezuitów, księża mówili o polityce,a nie o moralności, o tym, jak postępować. Nie chciałam zajmować się polityką. Chciałam poczuć, że Bóg (nie kościół) jest jakoś blisko, zrozumieć co mówił Jezus, kiedy przyszedł ponad 2 tys. lat temu. Chciałam dowiedzieć się co jest dla nas dobre i jak postępować względem siebie nawzajem. Chciałam rozwijać się duchowo. Zaczęłam chodzić do ewangelików. Tam na początku nic nie rozumiałam z nabożeństw,ale z czasem z pomocą ludzi zaczęłam czytać Ewangelię, potem Biblię. I muszę przyznać, że choć na początku nie było mi łatwo zrozumieć o co chodzi w słowach głoszonych przez Jezusa (do tej pory wiele nie rozumiem), to nie wyobrażam sobie, żeby nie posiłkować się przyrzeczeniami i i słowami danymi przez Boga. Niestety na świecie cały czas toczy się walka dobrego ze złem, tak jest w ks. Objawienia, że na świat został strącony wąż starodawny i mami ludzi. Dużo jest zła, ale też dużo jest dobra. Zło jest bardzo nagłaśniane, dobro nie. I w kościele katolickim jest dużo prawdziwych duszpasterzy, (akurat mój mąż jest katolikiem, więc co nieco wiem na ten temat:)). Każdy ma swoją drogę do Boga. Sama się o tym przekonałam, człowiek nie może żyć bez wiary. A jeśli poruszasz taki temat, to coś to oznacza. Nie chcę nikogo do obrażać, ale zastawiam się, dlaczego tak słabo Polacy - katolicy znają Pismo Święte, a czytają katechizm. Arabowie tłuką w szkółkach koranicznych swój Koran od małego ... znają go na pamięć ... i są posłuszni. Żeby w coś uwierzyć, trzeba to najpierw poznać. Zdarza się, w kogoś wiara uderza,jak piorun, ale to są wyjątki - tzw. cuda - mówimy o tym. A Czy Katolicy znają Boga, w którego większość deklaruje się, że wierzy? Nie mówię, że Ewangelicy znają wszystko i stosują się, ale nauczanie jest na pewno pełniejsze, bo prosto z Pisma. Długo by o tym, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swoją drogę do Boga, to prawda, nie każdy jej poszukuje. Podobno, gdy człowiek zrobi jeden krok w stronę Boga, On robi tysiąc w stronę człowieka. Wybór religii ma również swoje znaczenie, ale nie wiem od czego zależy.
      Gratuluję Ci odwagi, gdy odchodziłaś z Kościoła. Popatrz jak wielu ludzi zostaje w nim, nawet gdy widzi, że nie daje mu tego, czego oni potrzebują. Zostają z wygody, przyzwyczajenia, z lęku i pewnie jeszcze z jakichś nieznanych mi powodów.
      Człowiek musi najpierw czegoś chcieć, a jak już chce to nagle okazuje się, że i droga DO nagle się znajduje. :)

      Usuń
  10. Nie chce być opacznie zrozumiany, więc coś wyjaśnię a propos mojego komentarza wyżej. To, że Kościół Katolicki jest mi zupełnie obojętny, to fakt.
    Poza tym jestem głęboko wierzącym człowiekiem, moją wiarą jest judaizm. Z oczywistych względów nie mam zamiary przekonywać kogokolwiek do mojej religii. Chrześcijaństwo to nie katolicyzm. Nigdy nie miałem problemu z porozumieniem się w kwestiach wiary, przy zachowaniu odrębności, z żadnym ewangelikiem, czy agnostykiem. Natomiast z Katolikami i ateistami często, a nawet bardzo często. Nie znoszę, kiedy ktoś wie, że ma racje, niewiele z tej swojej racji rozumiejąc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katolicy nie potrafią się porozumiewać nawet sami ze sobą nie tylko w kwestiach swojej wiary. O innych chrześcijanach nawet nie wspominam -tacy protestanci to dla nich jak przybysze z innej planety.
      A Żydzi? Ojej! ;)

      Usuń
  11. Gdybym nie odkrył prawdziwych skarbów Kościoła Katolickiego, tkwiących znacznie głębiej, poza pozorami banalności, korporacyjności, letniości i wszelkich innych "ości", zatrzymałbym się, jak wielu na najbardziej zajadłych i nieustępliwych "strażnikach progu", strzegących bramy do odkrycia sedna i zrozumienia istoty tego, co nazywamy Kościołem. Strażnicy progu, jak to strażnicy nie przepuszczą dalej, jeśli nie znamy hasła. Moim zdaniem, hasłem do zrozumienia fenomenu KK, czy wręcz jego cudu upartego trwania przez tysiąclecia jest pokorna hipoteza: "a co jeśli rzeczywiście to sam Chrystus powołał ten kościół, przekazał mu swe dary i władzę, co jeśli rzeczywiście została w nim złożona prawda, która ma moc zbawiania, uwalania, uzdrawiania i odpuszczania grzechów?"....
    Nie... to niemożliwe... jak Bóg mógłby chcieć "zawieszać" się na emocjonalnych moherach? Niewiernych księżach? Babciach klepiących różańce niczym autohipnotyczne mantry? Jak mógłby zmieścić się w tak "ciasnych" umysłach i serach tych prostaczków, tego intelektualnego motłochu? Jak mógłby zamieszkać w zimnych sercach jezuickich i dominikańskich inkwizytorów średniowiecznych pałających żądzą krwi, bardziej niż współczesne wampiry z sagi "Zmierzch"? Bóg nie mógłby zrobić czegoś takiego, i sobie i nam.. to byłoby co najmniej nietaktowne z Jego strony, oburzające, skandaliczne! Dać się wcisnąć z ludzką słabością do jednej szuflady! O nie, nie... Bóg, proszę Państwa, nie mógłby uczynić sobie i nam czegoś tak okropnego! A jeśli nawet tak zrobił (czego w ogóle nie zakładamy, ale jednak na potrzeby tego szalonego eksperymentu myślowego, uznamy na chwilę chociaż, że tak uczynił) to czujemy w obowiązku pouczyć Go, że tak się Panie Boże nie robi. My wiemy czym jest boskość, i jakimi ścieżkami schodzi w ten świat, i my wiemy, z całą pewnością, że gdzie jak gdzie, ale w Kościele Katolickim Go NIE MA! Właściwie wszędzie jest, ale tam nie, czujemy to całym sobą! Właściwie to odczucie, oprócz bezdyskusyjnej nieuchronności śmierci oraz koneiczności płacenia podatków jest trzecim pewnikiem w tym życiu!Kto mógłby podjąć dyskusję z naszym fundamentalnym przeczuciem tożsamym z absolutna pewnością!? Kto miałby odwagę!? Jakich argumentów użyje!? Na każdy jego jeden argument mamy sto potężnych kontrargumentów!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wychodzi na to, że na słabość KK składa się niedostateczny wysiłek poznawczy w sprawach wiary, infantylizacja języka, która upraszcza wszystko, by zatrzymać w Kościele jak najwięcej ludzi (vide zrywy okołoświąteczne), sympatia do łatwego modelu myślenia i kojarzenia bez szukania istoty rzeczy, czyli prawdziwego Boga. Większość ludzi - nie należy się co do tego łudzić - wcale nie jest zainteresowana tajemnicą Bożego człowieczeństwa i na setki ludzi "niemyślących", przyjmujących KK z całym dobrodziejstwem inwentarza, bez odpowiedniej wnikliwości należnej samemu Bogu przypada jeden żarliwiec, jak np. komentujący przedmówca. To oczywiście cieszy - z jednej strony. Z drugiej strony smuci - dlaczego tak mało tych prawdziwie zaangażowanych katolików wśród katolików, pewnych swojej wiary i relacji z Bogiem a nie poprzestających na tym, co zastane, co ograniczone ludzkim błędem, historią.
    Skąd to duchowe lenistwo?

    OdpowiedzUsuń
  13. nie oceniaj źródła po ilości spragnionych
    nie oceniaj źródła po ilości spragnionych i szukających go
    nie oceniaj źródła po ilości spragnionych, szukających i znajdujących go
    nie oceniaj źródła po ilości spragnionych, szukających, znajdujących go i pijących z niego
    oceniaj źródło po jego smaku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sęk w tym, że mój post nie traktuje o źródle, jakim jest Bóg (potrafię odróżnić Go od ludzi). Próbuję zrozumieć katolików, którzy nie tylko nie znają swojej wiary, ale chętnie pomstują zarówno na swój Kościół jak i wszystko, co ośmiela się być inne, jednocześnie żyjąc w religijnej schizofrenii, karmionej sentymentami. Rak toczy instytucję KK, taka jest moja diagnoza. Ten Kościół potrzebuje prawdziwie wierzących ludzi, otwartych, gotowych do dialogu, którzy "żyjąc w Bogu" realnie pokażą, czym jest szacunek. Bo to według uniwersalnych standardów wyjściowa do: "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego".

      Usuń
  14. Tajemnica Kościoła jako Ciała, Krzewu winnego idzie znacznie dalej. Unia hipostatyczna, czyli radykalna jedność natury ludzkiej i boskiej w Chrystusie rzuca nieco światła na podobną relację, czy rodzaj jedności Boga ze swym Kościołem na ziemi, ze swym Ciałem (albo jak go nazywali niektórzy mistycy: Kościołem walczącym). "Dwie odrębne, nie mieszające się, nie zlewające się ze sobą natury" Chrystusa jak to określił w 451 roku Sobór Chalcedoński, stanowią jedność ścisłą i doskonałą. Łatwiej jest rozczepić jądro atomu, niż oddzielić wyraźnie obecność Trójcy Świętej w Ciele Kościoła Katolickiego od tego Ciała. Zobaczyć KK takimi oczyma, to niejako wejść w przestrzeń wiary, gdzie inicjatywę przejmuje Bóg i stopniowo odsłania pokornemu człowiekowi głębie swych tajemnic. Można patrzeć na niego setką rodzajem lup, które tak naprawdę nie przybliżą do jego serca i istoty, choć niewątpliwie są to spojrzenia potrzebne na drodze poszukiwań.
    Nie wiem, Jgo, ilu jest świętych, a ilu grzeszników w Kościele Katolickim. Nie wiem ilu jest w nich mędrców, a totalnych głupców, którzy nawet nie wiedzą, w co właściwie wierzą; nie wiem ilu jest zaangażowanych, poświęcających się, ofiarujących swe cierpienia, a ilu zgniłych konformistów po cichu liczącym na "ciepłą posadkę" w raju... nie wiem. Te statystyki są niedostępne ludzkim umysłom. Na Kościół, jego siłę i autentyczność patrzę z zupełnie innej strony. Myślę, że to była ogromna łaska, gdy mając te 17 lat pewien ksiądz popisał się przede mną tak wielkim anty-świadectwem, że miałem ochotę uciec na zawsze z tego kościoła Wtedy pomyślałem sobie, (i tu dopatruję się działania szczególnej łaski) że nikt i nic nie może mi zagrodzić drogi ŹRÓDŁA; i nie uciekłem, zostałem, Pan Bóg pociągnął mnie w głąb wewnętrznych komnat - pokazał mi rzeczy niesamowite! Dlatego mówię o pięknie, bo tam naprawdę jest piękno w czystej postaci!

    OdpowiedzUsuń
  15. Teraz to już masz trzeci zegarek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na Twoją książkę:)

      Usuń
  16. I myśl ostatnia... Igo, skoro wiesz, jak wygląda idealny katolik, skoro poznałaś ten sekretny przepis, zakryty przed całą tą masą ograniczoną "hisrorią, wiedzą, ludzkim błędem" jak to sama ujęłaś... skoro masz tego wyjątkową jasną świadomość ..,
    DO IT!

    Stań się idealnym katolikiem. I wierz mi, nie mówię tego uszczypliwie, ironicznie - mówię naprawdę szczerze.

    Teresa z Kalkuty zapytana "co by chciała zmienić w Kościele?" odpowiedziała "Siebie".

    OdpowiedzUsuń