środa, 28 grudnia 2011

w obliczu Nowego Roku

Nie wiem, o czym rozmyślasz Ove, gdy nadchodzi Sylwester, a tuż za nim kolejny Nowy Rok, ta sztuczna granica między przeszłością a przyszłością, świadcząca jedynie o bezustannym starzeniu się świata... Nas...
Ja, jak co roku, rozmyślam o ludzkim umyśle, o tej niezwykłej koronie naszego jestestwa wysadzanej mniej lub bardziej szlachetnymi kamieniami. O zwoju neuronów, precyzyjnej siatce połączeń, dzięki której nie tylko żyjemy, ale tworzymy swoje życie wedle skomplikowanych wzorów i kodów rozpoznawanych w sobie. Myślę o tej niezwykle skomplikowanej maszynerii, szarym zgromadzeniu komórek uformowanym w liczne zwoje, zagięcia i pofałdowania. Zapytasz może, dlaczego własnie o tym rozmyślam u progu kolejnego roku? Co to za dziwactwo rozgościło się we mnie?
To proste. Na co dzień nie doceniamy tego wielkiego wszechświata, który nosimy w sobie, bogatego w emocje, myśli, pragnienia, marzenia. Nie przychodzi nam do głowy, by tę potężną w możliwości a jednocześnie niezwykle kruchą świątynię rozkoszy i bólu; to sedno, które stanowi o naszym wielkim i małym ja - wielbić, a jego istnienie, raz na jakiś czas, odpowiednio uczcić. Nie przychodzi nam nawet do głowy, by wyrazić jakąkolwiek wdzięczność za to bogactwo, które nosimy w sobie, dzięki któremu odżywiamy swoje świadome istnienie i nadajemy mu niepowtarzalny koloryt.
Najcudowniejsza w mózgu jest jego genialna zdolność wyobraźni i abstrakcyjnego myślenia, tworzenia zjawisk, których mózg nigdy nie zarejestrował w rzeczywistości. Od urodzin do śmierci prowadzimy za jego pomocą swoisty, nieprzerwany monolog z samym sobą, niejednokrotnie uważając, że jesteśmy dla siebie najciekawszymi i najbardziej inteligentnymi rozmówcami. Kto wie, czy ostatecznie nie jest to prawdą.
W jednej chwili nasz mózg potrafi być pustym krajobrazem, po którym hula wiatr wyobraźni. To w niej umysł narysuje sobie dokładnie wszystko, co chce (a czasem i to, czego nie chce) i w niej to, co wyobrażone realnie odczuje, by już w następnej chwili stać się zatłoczonym barem, w którym każdy z gości chce dodać swoich pięć groszy zarówno na ważny, jak i błahy temat. Nasz mózg, to prawdziwy gabinet luster, gdzie dramat miesza się z komedią, a jednocześnie w ułamku sekundy potrafi głęboko zamyślić się nad sensem egzystencji. Bywa, że jest uparty i nieprzejednany jak osioł, albo dla odmiany - potrafi być radośnie zmysłowy, bystry i swawolny.
Mój mózg uwielbia zapach nowych książek i frezji, choć ceni także pocałunki. Smak truskawek uruchamia w nim całą lawinę wspomnień, a wszelkie wędrówki po nieznanych okolicach czynią w moich neuronowych synapsach prawdziwe poruszenie. Do niego przyczepiają się takie a nie inne melodie i obrazy, i tylko określone wzruszenia wprawiają mnie w niekłamany zachwyt.
W przypływie corocznej refleksji zastanawiam się, dlaczego zostaliśmy wyposażeni w narząd - mimo całej swej maestrii - niedoskonały, pozostający pod wpływem emocji, hormonów, leków, genów, osobistych tragedii, co świadczy również o tym, jak bardzo jest słaby i podatny na wszelkie wpływy, a jednocześnie potrafi sobie wyobrazić, bądź - w znany tylko sobie sposób - przeczuwać stan doskonałości i absolutnego szczęścia, jako najwyższej i jedynie słusznej racji bytu. Zadaję sobie pytanie, dlaczego potrafi w mgnieniu oka oddać swoją władzę nad światem, którą sobie na co dzień i od święta bezczelnie uzurpuje, bo gdy przychodzi strach i niepokój bez oporu rzuca się w otchłań rozpaczy i bezsilności.
I dlaczego, pod koniec każdego roku, gdy kolejność cyfr popycha linearny czas do przodu, człowiek składa sobie obietnice, że nad pewnymi aspektami życia zapanuje, niektóre udoskonali i rozwinie, niektórych postaw zaniecha, a mimo to wciąż mu się to nie udaje, albo udaje w stopniu mocno niezadowalającym.
A może jest tak, że niczego nie należy sobie obiecywać, niczego przyrzekać, żadnych przysiąg nie składać i tak jak mówił Reiner Maria Rilke w swojej "Dziewiątej elegii": "Jesteśmy tu może tylko po to, by powiedzieć: dom, most, studnia, brama, dzbanek, owocowe drzewo, okno (...), powiedzieć tak, jak nawet samym rzeczom nie marzyło się nigdy."
Tylko tyle. Po prostu być i nadawać sobie i wszystkiemu wokół właściwe imiona; dokładnie tak, jak je rozumiemy i czujemy. Może to wystarczy, by w kolejnym roku jeszcze bardziej być sobie samemu przyjacielem, a to przecież niezbędny warunek, by wychodzić z otwartą głową do całego świata i ludzi.
Na długie dni pozostać z pęczniejącym uczuciem wdzięczności, że się własną głowę posiada, że wciąż, nieuszkodzona zajmuje koronne miejsce na karku; że z kolejnym rokiem przybędzie jej bezcennej świadomości, tego niezwykłego daru, którego nie posiada ryba, mrówka ani kret.
Zatem, drogi Ove, w Nowym Roku kochaj swój umysł bezustannie i uważnie. To jedyne złoto, które naprawdę posiadasz. Niech cieszy Cię wszystko, co z niego pochodzi i w nim zostaje przetworzone. Niech stale się rozrasta i ubogaca, niech rosną w nim kwiaty i kwitną owocowe drzewa. Niech sprzyja wszystkim swoim, czyli Twoim decyzjom!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz